Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 16 września 2024 21:56

Z Agatą Passent po Mazowszu. Odcinek 3: Podróż na Wschód Mazowsza

Podróżując camperem przez wschodnią część Mazowsza, zwiedzam Szumin, Brok i Treblinkę. Od relaksu w malowniczych osadach działkowych, przez rowerowe trasy wśród sosnowych lasów, po poruszającą wizytę w Muzeum Treblinka - ta wyprawa łączy w sobie przygodę, historię i głęboką refleksję nad przeszłością regionu.

Caravaning nie był wcześniej moją bajką, bo jestem typem, który nie cierpi się pakować. Ani pakować we wszelkie burze w szklance wody czy te w internecie. Będąc typem bałaganiary, na przekór producentom wszelkich środków do sprzątania, na przekór gwiazdom doradzającym jak składać prześcieradło w kostkę oraz segregować śruby w piwnicy, stawiam na unikanie sprzątania. Co zresztą całkiem nieźle mi służy.

 

Minimalizm w Podróży

Podobnie jak w domu i życiu, w podróży staram się obyć bez zbędnych przedmiotów. Jednak mając do dyspozycji przepastny kontener na kołach, na dodatek wyposażony w lodówkę, szafę i wielki bagażnik; ech ile książek, ile kapeluszy można zmieścić! Jeśli tak, to pod pachę wzięłam coś, czego w swoim aucie pomieścić nie mogę — rower górski.

 

Kierunek Wschodni - Rzeka Bug

Rzeka Bug w Broku

Kierunek wschodni wybrałam z orientacją na rzekę Bug (na Narew jeszcze przyjdzie czas) i zaplanowałam pokonanie części mojej trasy rowerem. Po zamocowaniu mojego rumaka na haku w bagażniku kampera, mogłabym swobodnie dołożyć tam jeszcze wakeboard, ale akurat na trasie, którą opracowałam, nie ma wake parku.

 

Szumin - Spokój i Piękno

W Szuminie jedyne dźwięki, prócz szumiących drzew, to piejące koguty. Bliżej Bugu dochodzi jeszcze plusk skaczących ryb. Poczułam, że rozjeżdżanie tej cudownie cichej wioski i osady działkowej dużym kamperem nie ma sensu. Dlatego czule pożegnałam pana kierowcę pod drewnianym płotem i tablicą z mapą Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego i wsiadłam na rower.

 

Cudowna Osada Działkowa

osada działkowa w Szuminie

Moi rodzice nigdy nie nabyli działki i od lat bardzo tego żałuję, a w Szuminie trudno było mi wręcz zwalczyć poczucie zawiści. Zaufajcie mi - widziałam setki działek na Mazowszu, bo większość moich znajomych to dzieci wielkiej i silnej w naszym regionie partii, czyli partii działkowiczów. Moim zdaniem, Szumin wygrywa złoto w igrzyskach na najpiękniejszą osadę działkową całego Mazowsza. Być może to kwestia położenia - nie leży przy ruchliwej trasie, zakładzie ani w otulinie parku, lecz w samym parku, tuż przy rezerwacie Jegiel.

 

Urok Szumina

Tutaj, przez las, lepiej rower poprowadzić, bo nie ma co rozjeżdżać mchów, wrzosowisk i trzeba uważać na wykroty. Uroku Szuminowi dodaje też “system dróg”. Udało się nie zalać wsi betonozą. Owszem, przy suszy i upałach piaszczyste “ulice” wsi, a jest ich kilka dosłownie, kurzą się, ale działki osłonięto tu drewnianymi płotami porośniętymi roślinnością, drzewami, żywopłotami, o dziwo nie spotykamy tu banalnej “tujozy”.

 

Architektura i Estetyka

Tutejszą ludność łączy poczucie estetyki architektonicznej. Nie spotkamy tu kiczu czy przeskalowania - bardzo często małe powierzchnie działek ludzie zabudowują nieomalże willami, które następnie obstawiane są plastikowymi basenami, monstrualnymi grillami, kosiarkami oraz brukowanymi podjazdami dla aut. Mieszkańcy Szumina być może inspirowali się najsłynniejszym na Mazowszu domem letniskowym (może być całoroczny), który wpisał się w historię światowej myśli architektonicznej, zaprojektowanego przez Zofię i Oskara Hansenów.

 

Dom Zofii i Oskara Hansenów

Dom Zofii i Oskara Hansenów

Zofia Barlińska-Hansen była urodzoną mazowszanką—pochodziła z Kałuszyna. Oskar urodził się w Helsinkach. Stworzyli teorię formy otwartej. Projektowali osiedla, pawilony, wille, a Oskar był też wykładowcą - profesorem warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. W szumińskim domu bywali ich studenci, więc był to dom - pracownia.

 

Film i Zwiedzanie Domu Hansenów

Ogromnie polecam wam zobaczenie na YouTube filmu “Dom w Szuminie Zofii i Oskara Hansenów” oraz zwiedzenie domu, który jest oddziałem Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Chwilowo trwa tu konserwacja, więc proszę śledzić sytuację. Szumin ma piękny punkt widokowy na Bug—widać, jak rzeka wyrzeźbiła swoje nowe koryto wśród skarp porośniętych sosnami. Stąd ruszyłam rowerem do Broku.

 

Trasa Rowerowa do Broku

Rzeka Bug w Broku

Ta trasa rowerowa liczy około 25 km i nadaje się dla wszystkich. Nie wymaga kilku rowerów, najlepszych przerzutek i wpinanych butów. Teoretycznie można pokonać ją w 1,5 godziny, ale ja zrobiłam dwa przystanki. Początkowa część trasy wiedzie przez Nadbużański Park Krajobrazowy - gdzie mamy cień i świerczynę. Potem wjeżdżamy w typowe dla tej części Mazowsza wioski - niektóre mają po kilkanaście domów - gdzie widać czasem zadbane drewniane chałupy z białymi drewnianymi elementami dekoracyjnymi umieszczanymi nad oknami - wzory zwykle geometryczne.

 

Mazowsze Sielskie

W trasie po Mazowszu

To Mazowsze sielskie, nieprzemysłowe, minęłam tylko dwie większe hodowle krów. W tym świecie istnieje życie bez franczyzy Żabka! Tu do najbliższego sklepiku trzeba iść lub jechać kilka kilometrów – w mieście nie do pomyślenia. W jednym z takich sklepów przysiadłam na przekąskę. Oczywiście, że jabłko. Jako rodowita mazowszanka nie wyobrażam sobie życia bez jabłek, śliwek czy mirabelek.

 

Wjazd do Broku

Po drodze do Broku można czasami zrobić sobie skrót przez pola. Dopiero przed samym miastem trzeba wjechać na dużą drogę nr 50 i nie jest to miłe, bo nie ma tu ścieżki rowerowej ani nawet pobocza… Kiedy z wyciem silników mijały mnie tiry i cysterny, szybko zatęskniłam za ciszą Szumina. A skoro o tym: strefy czystego transportu powinny zakładać też poziom hałasu. Kontroluje się poziom prędkości i rodzaj spalin. A co z normą hałasu?

 

Most do Broku

Wjazd do Broku wynagradza te trudy widokiem – do miasta dostajemy się mostem, z którego podziwiać można letniskowe miasteczko i rzekę Bug. Przed wojną Brok był sztetlem. Żydzi stanowili 40 procent mieszkańców miasta. Liczyłam na to, że wizyta tutaj będzie okazją do poszerzenia wiedzy na temat ich dokonań i historii. Dotarłam do lokalnego cmentarza żydowskiego i tu: niemiła niespodzianka. Choć ten cmentarz żydowski mieści się tuż obok szalenie zadbanego cmentarza katolickiego, trudno jest go odnaleźć, z daleka wygląda jak nieuprzątnięte chaszcze. Ogrodzony zardzewiałą siatką z drutem kolczastym, a do środka trzeba przedzierać się przez zepsutą starą furtkę. Mimo, że ocalało tu kilkadziesiąt macew, są one właściwie niewidoczne. Doszukałam się symbolicznej macewy z lakonicznym napisem po polsku i hebrajsku “Cmentarz żydowski”.

 

Potrzeba Pamięci

Naprawdę nie da się chociaż jakiejś porządnej i widocznej tablicy informacyjnej ufundować? Kiedy powstał? I może informacja o tym, dlaczego wnuki tutejszych zmarłych nie mogą odwiedzać grobów swoich bliskich? Wiadomo, że Żydowska Gmina Wyznaniowa nie jest dziś nazbyt liczną organizacją, ale na pewno są organizacje przyjaciół Broku, burmistrz gminy Brok, lokalni społecznicy, uczniowie - można ich zmobilizować do uprzątnięcia i zrobienia zbiórki w sieci na projekt i wykonanie tablicy.

 

Pomniki w Broku

A w Broku okazałych pomników nie brakuje! Jest marszałek Piłsudski, Grób Nieznanego Żołnierza, pomnik żołnierzy wyklętych. A skoro tak, to ufam, że i dawni mieszkańcy Broku, z których część zginęła w pogromie, a większość w czasie wojny została wywieziona do niemieckiego obozu zagłady, wciąż żyją w pamięci sąsiadów i da się to symbolicznie wyrazić. To, że nie zachowała się ani mykwa, ani rzeźnia, ani synagoga – nie dziwi. Mazowsze było i nadal bywa obszarem bardzo biednym, dominowała architektura drewniana, więc hitlerowcy i czerwonoarmiści palili całe wioski.

 

Odpoczynek w Broku

 

Na rozżalenie najlepiej poprawić sobie humor i zjeść coś innego niż suchy prowiant i jabłka. Bardzo zgłodniałam, bo po drodze mijałam tylko wiejskie sklepiki, a czas na wartościowy posiłek. Gastronomia nie jest naszą domeną, tym bardziej doceniam najbardziej znaną nadbużańską smażalnię ryb “Miętus”. W sezonie w porach obiadowych lokal przeżywa oblężenia. Kto stał w czasach PRL-u w kolejkach, ten wytrzyma. Inni powinni wrócić tu po godzinie 16:00. Specjalnością lokalu są oczywiście smażone miętusy. Uwielbiam te ryby, bo mają białe jędrne mięso, kręgosłup łatwo wyjąć i nie mają małych ości. Te ryby rzadko są w sprzedaży, podobnie jak sumy, a oba gatunki serwują w Broku. Nie dziwmy się - w Bugu można złowić sumy “wyższe” ode mnie.

 

Smakowite Miętusy

Suma najbardziej lubię w zupie rybnej - ta też jest w menu. Do domu, po powrocie, warto kupić rybkę wędzoną, bo “Miętus” ma własną wędzarnię. Taka świeżo wędzona ryba, np. tłusty karmazyn, smakuje o niebo lepiej niż to, co kupimy zafoliowane w dyskoncie. Tak, są też świeże surówki. Frytek nie próbowałam, bo miałam jeszcze przed sobą spacer po promenadzie w Broku i dalszą trasę. Smażalnia “Miętus” to wielkie porcje smażonych ryb podawane na zwykłych ławach na dworze i wewnątrz malutkiego lokalu co ma swój niepowtarzalny urok. 

 

Muzeum Treblinka

Co prawda, nie planowałam triatlonu, ale z Broku mogłabym spokojnie dopłynąć w okolice Treblinki. Zawsze można wskoczyć w kajak - wypożyczalnie na Bugu są tu liczne. Postawiłam jednak przecież na rower i trasą wzdłuż Bugu dojechałam w okolice wsi Borowe, gdzie przesiadłam się do kampera, by uniknąć jazdy dużą drogą nr 627.

 

Historia Obóz Treblinka

Mazowieckie lasy dają schronienie ptakom, zwierzętom, ale były czasy, kiedy działy się w nich straszne rzeczy. I to na masową skalę. Jankiel Wiernik był polskim Żydem, z zawodu cieślą, urodził się w Białej Podlaskiej, przed wojną pracował w Warszawie. Gdy trafił do niemieckiego obozu zagłady w Treblince, uniknął natychmiastowej śmierci w komorach gazowych, bo przedostał się w stronę grupy sortującej zagrabione rzeczy i ubrania. Trafił tak do niewolniczej pracy w obozie, np. do budowania baraków. Świadectwa nielicznych ocalonych z Treblinki pomagają wyobrazić sobie skalę ludobójstwa, którego w zielonych sosnowych lasach dokonywali Niemcy oraz wyszkoleni przez nich Ukraińcy i Łotysze. Historia Wiernika jest fascynująca również dlatego, że był jednym z filarów buntu i powstania, jakie miało tu miejsce 2. sierpnia 1943. Nielicznym, w tym jemu, udało się uciec.

 

Lektura przed Wizytą

Przed odwiedzeniem Muzeum w Treblince koniecznie przeczytajcie książkę “Rok w Treblince” Jankiela Wiernika oraz książkę “Bunt w fabryce śmierci” warszawskiego historyka i dziennikarza Michała Wójcika. Treblinka to de facto dwa obozy. Obóz zagłady i obóz pracy. Niewolnicza praca, do której zapędzano nie tylko Żydów, ale i Polaków, kosztowała życie tysięcy ofiar. Pracowano w żwirowni, ale też np. przy cerowaniu, przyszywaniu guzików (oczywiście dla żołnierzy niemieckich - rzeczy wracały na front) czy naprawianiu masek przeciwgazowych.

 

Muzeum Treblinka

Sam budynek muzeum jest malutki i ma zawstydzająco skąpą ekspozycję. Na szczęście upamiętniony jest tu Janusz Korczak, a właściwie Henryk Goldszmitt, który właśnie tu w Treblince zagazowany został w komorach ze swoimi uczniami i uczennicami. Po wyjściu z budynku warto ściągnąć sobie apkę z audiobookiem, który poprowadzi nas po bardzo rozległym terenie obu obozów i wyjaśnia, co oznaczają wszelkie symbole.

 

Upamiętnienie Ofiar

Na wzgórzu znajduje się ogromny pomnik ułożony z dużych bloków przypominających macewy, a całość wygląda jak Ściana Płaczu. Miejsce palenia zwłok to ogromny prostokątny dół zalany dynamicznymi i dramatycznymi formami z bazaltu. Niestety, nigdzie nie znajdziemy nazwisk i imion zamordowanych tu niewinnych Żydów, Polaków, Romów, a nie byli przecież bezimienni! Są tylko setki symbolicznych głazów, które milcząc opowiadają wielokulturową historię naszego województwa: Mińsk Mazowiecki, Karczew, Otwock, Sokołów Podlaski i części Europy, bo transporty w ramach tzw. akcji Reinhardt trafiały tu też z Holandii, Francji.

Po Powrocie do Domu

Po takiej dawce historii musiałam po powrocie do domu zresetować się i zrobić moją “rutynkę”. Po długim siedzeniu na rowerze i kręceniu kilometrów, po siedzeniu w fotelu kampera, zadbałam o siebie - rozciągnęłam mięśnie nóg, uda, biodra i oczywiście plecy oraz barki - te na rowerze pracują u mnie chyba nawet bardziej niż nogi. Może dlatego, że Mazowsze to nie tylko relaks, ale dawka historii, którą musimy nieść na naszych barkach z pokolenia na pokolenie. Na koniec wycieczki, moja praktyczna rada: wysiadając z kampera nie zapomnijcie wyciągnąć jedzenia z lodówki. Żeby nie było jak z tą kanapką w plecaku, którą mieliśmy ze sobą w ostatni dzień szkoły.

 

„Opinie wyrażane w tekście są subiektywnymi ocenami autorki.”

Publikacja sfinansowana ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego w ramach kampanii „Odpocznij na Mazowszu”.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ